Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi chrisEM z miasteczka Skierniewice. Mam przejechane 7831.01 kilometrów w tym 2718.94 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.70 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 36418 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy chrisEM.bikestats.pl
  • DST 95.33km
  • Teren 80.00km
  • Czas 07:38
  • VAVG 12.49km/h
  • VMAX 30.85km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 174 ( 99%)
  • HRavg 141 ( 80%)
  • Podjazdy 380m
  • Sprzęt Xenon
  • Aktywność Jazda na rowerze

DYMNO Sadowne - koszmar powrócił!

Niedziela, 15 maja 2011 · dodano: 15.05.2011 | Komentarze 4

Impreza z cyklu Pucharu Polski w rajdach na orientację. Tym razem odbywała się w miejscowości Sadowne (tereny pomiędzy Wyszkowem i Brokiem). Budowniczy trasy dołożył wszelkich starań by uczestnicy wjeżdżając na metę dziękowali Bogu.
Najszybsze skojarzenia to: bagna, komary, piachy, meszki, nie wiem gdzie jestem?, komary, nie wiem co tu robie?, meszki, dlaczego mnie wszystko swędzi?, komary?, dlaczego nie mam siły?, meszki.
Nie byłem specjalnie przygotowany do tego rajdu, rowerowo sezon nie układa się tak jakbym chciał. Rotawirus który dopadł mnie w tygodniu skazywał mnie na powolne kręcenie. I tak też było, ale nie sądziłem że po 30km będę miał dość, a od 40km jechałem siłą woli. Dostałem takiego zamroczenia że 2 kolejne punkty minęliśmy o mniej niż 100m i tłukliśmy się po krzakach przez następne pół godziny trafiając do punktu wyjścia. Jak już przestanę się drapać to rozpiszę kolejne PK. Fart niesamowity z pogodą. Pomiędzy niewyraźnym piątkiem i beznadziejną, deszczową niedzielą - idealna sobota! Gdyby padało tak jak dzisiaj to bym chyba zmarł na trasie.
Zrobiliśmy sporo błędów, poczynając od 30minutowego poślizgu na starcie przez brak strategii zaliczania PK po nieuważne studiowanie mapy i poleganie na intuicji :) kończąc na niezabezpieczeniu się przeciwko tym cholernym małym bestiom, które chciały wyssać ostatnią kroplę krwi.
Czy pojedziemy za rok? Może jak przyschną rany uda się podjąć decyzję.
edit
nie mogę się coś zebrać za opis punktów, więc tylko kilka fotek. Do pewnego momentu dało się jeszcze coś pstryknąć, później człek myślał tylko o tym by spadać z tego lasu :)
Bobrza tama

Bart i bobrza chata

Nie sikam, tylko szukam lampionu


Kategoria Imprezy


  • DST 48.69km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:27
  • VAVG 14.11km/h
  • VMAX 29.38km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 161 ( 92%)
  • HRavg 110 ( 62%)
  • Podjazdy 95m
  • Sprzęt Xenon
  • Aktywność Jazda na rowerze

PTTK- wiosenny rajd rowerowy

Niedziela, 8 maja 2011 · dodano: 22.05.2011 | Komentarze 2

http://www.poprostu.vel.pl/konwalia2011.html
W sobotę wieczorem zastanawialiśmy się na udziałem w w/w imprezie.
Ranek w niedzielę nie zapowiadał się rowerowo. Ciemne chmury krążyły nad miastem, a Janek narzekał na brzuch. Decyzja zapadła że jedziemy, a jeśli stan pogody lub Janka się pogorszy to zawracamy. W ostatniej chwili dojechaliśmy na miejsce zbiórki i w liczbie ok 70osób z wolna potoczyliśmy się w kierunku Puszczy Bolimowskiej. Dystans rajdu miał wynieść ok 40km, w tym sporo przez PB więc Janek dociążył moje tylne koło. W zasadzie to łapie się już na limit kg fotelika, ale bardziej obawiałem się kapcia niż uszkodzenia fotelika. Na 7km pierwszy postój pod sklepem. Uzupełnienie zapasów na resztę trasy. :) 200m dalej łapię kapcia, ale nie w tylnym kole a przednim! 30 sekund i jadę na feldze. Ekipa jedzie dalej w kierunku Miedniewic a ja zatrzymuję się przy młynie na Rawce.
Niestety zakładając foteli odczepiłem torebkę podsiodłową w której wożę dętkę i klej. Telefon do Barta, którego ratowałem kiedyś przed długim spacerem nie odnosi skutku bo łajza nie odbiera. Telefon do fathera i za 30minut ruszam na nowej dętce.
W tym czasie ekipa mogła się oddalić daleko, ale sie nie oddaliła bo po drodze mieli jeszcze jeden postój oraz przejazd leśnym duktem pełnym piachu i gruzu z jakiejś rozbiórki. Efektem tego przejazdu było ok 6 snejków! Więc dłuższy postój ich zatrzymał a my dogoniliśmy. A w lesie zrobiło się niebezpiecznie bo jaguary się pojawiły.
W tak zwanym międzyczasie pogoda się wyklarowała i świeciło teraz słońce a temp była optymalna na rower.
Kółka kierowaliśmy do Sanktuarium w Miedniewicach. Przejeżdżałem obok już kilkakrotnie ale nie zdawałem sobie sprawy o historii i walorach tego kościoła.
http://www.miedniewice.franciszkanie.pl/readarticle.php?article_id=1
Przed sanktuarium spotykamy panów z AktywniSochaczew. Na kolareczkach, zamierzali następnego dnia śmignąć do Częstochowy.
Ten gość na zdjęciu jest zapewne po 50, a jestem pewien że by mnie objechał z palcem w nosie :)

Na dziedzińcu sanktuarium mały popas


A później zwiedzanie. Niestety krypty po ostatnich opadach były zamknięte.



Oświeceni z wolna przejechaliśmy przez budowę autostrady, która powstaje 500m dalej i wjechaliśmy z powrotem do PB. Wody w tym roku sporo i w niektórych miejscach była na równi z drogą. Komary sie jeszcze nie wylęgły, ale w tym roku będą miały dobre warunki! (Cholera, przekonam sie o tym niebawem na Dymnie)
Po drodze zaliczamy jeszcze kilka postojów :) by finalnie wylądować na kempingu "Sosenka" nad rzeką Rawką. Jest godzina 16 i pomimo dystansu 40km, tyłek boli mnie jak po konkretnym rajdzie. W końcu to prawie 8h w siodle! Średnia zabójcza, ale przyjemnie z rodziną popedałować. Może się wciągną. :)
Na koniec jeszcze test przyrodniczo-historyczno-krajoznawczy i ognisko z kiełbami i tym co zakupiono po drodze :).
Pod koniec ogniska ogłoszono wyniki testu i w swoich kategoriach wiekowych
Hana miejsce 2
Janek, miejsce 1
i ja skromnie miejsce 2 :)
PTTK obdarował nas 3 wielkimi siatami z albumami o przyrodzie, parkach świata itp a dzieciaki dodatkowo dostały jakieś wielkie pudła do doświadczeń przyrodniczych.
Fantów było tyle że musiałem po raz drugi dzwonić po Fathera bo nie było sposobu by to wszystko przewieźć rowerami do domu w którym zameldowaliśmy się po 19.
Cała niedziela rodzinnie-rowerowo. A ranek tego nie zapowiadał. Wniosek: nawet jak się nie klaruje to wyjść na rower warto.


Kategoria dzieciowy


  • DST 45.89km
  • Teren 15.00km
  • Czas 01:47
  • VAVG 25.73km/h
  • VMAX 41.14km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 180 (102%)
  • HRavg 157 ( 89%)
  • Podjazdy 108m
  • Sprzęt Xenon
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lany Poniedziałek

Poniedziałek, 25 kwietnia 2011 · dodano: 25.04.2011 | Komentarze 0

Wczoraj nastąpiło w Skierniewicach oberwanie chmury o czym doniosło Polskie Radio jak też i TV. Na kontakcie 24 ktoś skomentował "Zalało wam chodniki i po gorzałę nie możecie dojść to aż TVN przyjechał reportaż zrobić" :) Fakt że nie pamiętam takiego deszczu w Skce, żeby ludziom piwnice pozalewało, a przez niektóre ulice nie dało się przejechać.
Dzisiaj do południa pogoda nie była zbyt zdecydowana, ale ja się w końcu zdecydowałem wyjść. Po wczorajszym przegapieniu dobrej pogody i opychaniu się ciastami do późnych godzin nie było innej opcji. Miało to być rano, ale przeciągnęło się do 12 :) i przez to nie zostało mi wiele czasu na kręcenie. Trasa prawie taka sama jak wczoraj, ale bez opcji bocznych pętli więc krótsza.
Na początek Miedniewice pod SCKE. Stoi tam stary młyn, a w zasadzie to co z niego zostało. Jeszcze rok temu drzwi były zabite deskami, a domek młynarza stał cały. Dziś częściowo spalony a sam młyn rozszabrowany i zdewastowany. To może być jego ostatnie lato. Stoi przy bocznej drodze więc też pewnie spłonie :(.


Żarna nie nadają się na złom, więc zostały.

A koło młyńskie już dawno nie kręci

Wnętrze domu młynarza.

Ruszyłem w stronę Bud Grabskich, a po drodze z napatoczył się rowerzysta. W pierwszej chwili nie poznałem, machnąłem gest pozdrowienia i wtedy skojarzyłem. (Łatwo nie było bo koledzy teraz tak wyszpejowani, że czasami ciężko poznać)
To był kolega El Kolo vel Wilk vel Bart a w zasadzie szwagier ;)
Nawet zareagował na mój okrzyk i zawrócił (niedługo to będzie zaszczyt :) ) więc mu fotkę zrobiłem cobym miał w albumie i gęby nie zapomniał.

Potem podjechałem do drugiego młyna, który też chyli się ku upadkowi.

Ten jednak jest zamknięty na 4 spusty i mimo że stracił większość szyb i od lat nikt tam nie wszedł w środku wygląda jakby ktoś wczoraj stwierdził "Pierdole nie robię"

Tablica na budynku, orzełek jeszcze bez korony

Zrobiło się cieplej i musiałem zdjąć jedną koszulkę, w ogóle się za ciepło ubrałem i zacząłem płynąć pod trykotem.
Dalej przez Bolimowski PK do Nieborowa. Pogoda bliska ideału. Słońce lekko przesiane przez chmury, po wczorajszych opadach świeże powietrze. Temp ok 19. Wiatr słaby. Tylko jeździć. No i o tej porze blachosmrodów niewiele, nawet na asfaltach. Wczoraj na leśnym dukcie dwóch pacanów mnie mijało, zostawiając za sobą tuman. Nie ma to jak golfa przetestować. Może dlatego wczoraj szybciej jechałem, a dzisiaj aż się nie chciało z lasu wyjeżdżać. Ale miałem ustawkę w Nieborowie, więc pojechałem przez Piaski. Przeciąłem budowaną autostradę i zamarudziłem trochę w Nieborowie. W tzw międzyczasie wyszło na stałe słońce i zaczęły się jakieś ruchy powietrza. Droga powrotna już nie taka przyjemna bo najkrótszą drogą asfaltową. Ludziska gnali na swoje schabowe (samochodami oczywiście), a ja spieszyłem się na zupę :). No i jak to bywa w taki przypadkach musiałem mieć wiatr prosto w plac, czyli twarz. Umordowałem się strasznie, a pod koniec postanowiłem przeszyć swoją koszulkę tak by zlikwidować wszelkie naddatki materiału. Zmienię też chyba opony na crossowe. Szkoda ciąć jacki na asfaltach. A od jutra rower na kłódę. Pewnie najmniej na 2 tygodnie.
Dzisiejsze piwo do relacji z BS sponsoruje Theli :)

niezłe...




  • DST 63.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:38
  • VAVG 23.92km/h
  • VMAX 46.52km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 175 (100%)
  • HRavg 153 ( 87%)
  • Podjazdy 191m
  • Sprzęt Xenon
  • Aktywność Jazda na rowerze

Świąteczna wyżerka

Sobota, 23 kwietnia 2011 · dodano: 24.04.2011 | Komentarze 0

Zaczęła się świąteczna wyżerka. Udało mi się wyrwać po 17 na małą pętlę. Przez Rawkę, BPK, Nieborów i powrót asfaltem. Pętla całkiem , całkiem. Trochę odżyłem po kilkumiesięcznym rowerowym marazmie.
Most na Rawce

Modernizacja trasy Skierniewice-Wawa

Dolina Korabiewki i Rawki, czyli w tak pięknych okolicznościach przyrody
Bardzo fajny singiel na skarpie, szkoda że krótki.

Detal arch. z Nieborowa.

Czereśnia kwitnie

Lwówek podczas wpisu na BS :) Może być. na 4



Ps. A dzisiaj to będą chyba 2 piwka bo nie udało się wyjść na rower. Ok 15 zaczęło padać a następnie lać. W 2 godziny spadło 40mm/cm2 deszczu (jeśli się nie mylę w podziałce :) ). Jęśli by spadło 70 to mamy powódź. Ulicami spłynęły rzeki i zaczął padać grad. Mam nadzieję że tendencja się nie utrzyma

(po prawej pomiędzy drzewami wisi reklama sklepu i serwisu rowerowego :) polecam)




  • DST 42.00km
  • Teren 18.00km
  • Czas 01:49
  • VAVG 23.12km/h
  • VMAX 41.14km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 163 ( 93%)
  • HRavg 135 ( 77%)
  • Podjazdy 111m
  • Sprzęt Xenon
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd po Harpaganie

Czwartek, 21 kwietnia 2011 · dodano: 21.04.2011 | Komentarze 0

Dzisiaj relaksacyjnie. Przez BPK do Nieborowa. Postój w Prosiaku. Relaks czili chillout :)

I powrót opłotkami do Skierniewic.
Polecam :)


Kategoria sponton


  • DST 112.00km
  • Teren 4.00km
  • Czas 04:35
  • VAVG 24.44km/h
  • VMAX 39.18km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 173 ( 98%)
  • HRavg 152 ( 86%)
  • Podjazdy 293m
  • Sprzęt Xenon
  • Aktywność Jazda na rowerze

Harpagan

Sobota, 16 kwietnia 2011 · dodano: 21.04.2011 | Komentarze 0

Na który nie pojechałem. A to był pewniak. Zaklepany już w zeszłym roku. Jeżdżę na tę imprezę od kilku sezonów i czasami zdarzało się że musiałem oderwać się granatem od biurka, ale się udawało. A tym razem... Za kilka srebrników, klient nasz pan i zmiany w projekcie muszą być na poniedziałek. W piątek kibluję do późna, w sobotę do południa. Ale po 15 biorę rower i jadę przed siebie. Dziś asfaltem, jest cieplej i świeci słońce. A po siedzeniu przed monitorem potrzebuję trochę witaminy D. W pierwszej chwili przez nerw jaki mną dzisiaj telepie jadę ze stało prędkością 35km/h. A raczej praktykują jazdę o 10km mniejszą. Dopiero po 10km się uspokajam/męczę :)i zwalniam. Jadę trochę bez celu, kontempluję budzącą sie przyrodę i w końcu docieram do trasy katowickiej, gdzie w normalnych warunkach jadę do Mszczonowa.
To rozumiem dla nich pół drogi i dla mnie pół i to bez ograniczenia prędkości ! :)
Od Mszczonowa nowa trasa wzdłuż której biegnie droga rokadowa.

Super pogoda, równo jak po stole i brak ruchu. Można jechać bez większego nakładu sił. :)

Do czasu aż droga się nagle skończy!

Co za typ to projektował! Na głównej drodze nie mogą się poruszać rowerzyści i piesi. Te darmozjady (nie kupują paliwa) niech sobie radzą sami.
Przejeżdżam obok wielkiego składu przyszłego złomu.
i Tam odbijam na Tarczyn.
W Żelechowie

odezwał się głos tzw rozsądku i postanowiłem wracać do domu i kończyć projekt. Jeszcze tylko skok do kolegi w Nadarzynie i najkrótszą drogą do domu. Swoją drogą wolałem być dzisiaj w Lipnicy.


Kategoria sponton


  • DST 38.89km
  • Teren 30.00km
  • Czas 02:02
  • VAVG 19.13km/h
  • VMAX 50.93km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • HRmax 184 (105%)
  • HRavg 170 ( 97%)
  • Podjazdy 315m
  • Sprzęt Xenon
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton po sześciopak

Niedziela, 27 marca 2011 · dodano: 27.03.2011 | Komentarze 9

Po ostatnim maratonie w Mrozach w toku dyskusji o tym że w naszych okolicach to się nie da tak potrenować, Radzio vel Theli stwierdził:
-Postawię Ci sześciopak jak wokół Skier 2 godziny będziesz dymał ze średnim tętnem takim jak na Mazovii
Zaciekawiło mnie to na tyle, że po krótkich negocjacjach co warunków postanowiłem podjąć rękawicę.
Stanęło na tym że
1. 6-ścio pak piwa w postaci bączków z Browarku na Lelewela -
2. Teren - Skierniewice i okolice
3. 2 h ciągłej jazdy
4. średnie tętno 169
Postanowiłem zrobić objazd dzisiaj trasy z małą 30minutową próbą czy dam radę.
Bo to średnie 169 to dla mnie bardzo wysoko. Ale czego się nie robi by przekonać kolegę :).
Zacząłem od falstartu, bo wyjechałem bez pulsometru. Powrót, doposażenie w najważniejszy tego dnia element i delikatny rozjazd.
Nie byłem zdecydowany czy te 2h spędzić na asfalcie czy może jednak skusić się na interwał w lesie. Padło na las, bo mimo słońca zimny wiatr dawał się we znaki. Zerowanie licznika i jak to mawiają ogień!
Z początku wszystko układało się nawet lepiej niż myślałem. Ścieżki w Bolimowskim pozwalały utrzymać odpowiednie tempo i pierwszą kwartę zakończyłem z avg pulse 174. A skoro już przemęczyłem się te 30 minut to próbuję dalej. Zjechałem jednak na mało uczęszczane leśne przecinki i mimo większego jak mi się wydawało nakładu sił puls zaczął spadać. Powinienem był wtedy wyjechać na prostą drogę bo pomimo tego że udawało się osiągnąć chwilowe wyższe pulsy to z sił opadałem w postępie geometrycznym. 3 kwarta to była porażka. Puls oscylował w granicach 163-165 i nie chciał się wbić ani o punkt więcej. Noga nie podawała i wyglądało na to że 1,5h męczarni przypłacę porażką. Wyjechałem na asfalt, wyrównałem oddech i zwiększyłem trochę tempo.AVG PULSE 170. I muszę go jeszcze utrczymać przez 30 minut. Gdyby nie to piwo w perspektywie, yyy tzn przekonanie Theli'ego to bym odpuścił. Nie ma lipy, trzeba napierdzielać. Wróciłem na Budy Grabskie przez dolinę Rawki biegnie droga. Są tam 2 górki na których można podbić puls przy w miarę równym tempie. Ten leśny interwał dał mi w kość. Stwierdziłem że w najgorszym wypadku będę się kręcił przez 30minut na tych dwóch górkach. Jednak 2 krotnym przejechaniu tego odcinka okazało się że to trochę nudne i pojechałem w stronę Korabiewki, gdzie jest całkiem słuszna skarpa. Znalazłem tam fantastycznego singla, na którym udało mi się zażegnać kryzys. Z grubsza. Wykręciłem kilka kółek nad Korabiewką i nad Rawką. Nad rezerwatem Kopanichy jest 2 singiel. Ale ten nad Korabiewką jest klasa i będę tam musiał wrócić z aparatem. Ostatnie 20 minut znoju. Zacząłem zachowywać się cokolwiek głośno, żeby nie powiedzieć nieprzyzwoicie. Wystraszyłem jakiegoś koleżkę, który wjechał w środek lasu swoim A6, tylko po to by pograć w golfa. Tak w golfa. Facet miał ze sobą wózek na kółkach z kompletem kijów! Normalnie zrobiłbym mu zdjęcie ale w chwili gdy wydawałem z siebie dźwięki jak jeleń na rykowisku to trochę nie wypadało. Zresztą nie mogłem sobie pozwolić na spadek pulsu choćby o 1 punkt. Czego to spragniony człowiek nie zrobi. Pokrzykując z wywalonym jęzorem i tocząc pianę wystraszyłem jeszcze miłośnika przyrody, który w skupieniu fotografował jakieś żyjątka, oraz parkę w marcowych godach. :) Dobrze że nikt nie wezwał policji informując o jakimś szaleńcu. Ostatnie 5 minut już bez skrępowania wyłem i kląłem poganiając siebie: Dawaj QR..A!!! DAWAJ MOCNIEJ!! AAAA! No musiał być widok jedyny w swoim rodzaju. Ostatni odcinek na asfalcie i o dziwo jeszcze sił starczyło na podbicie pulsu do 176. Może trzeba było cały czas na asflacie, a nie ryczeć w lesie. :)
Łatwo nie było ale plan wykonany. Można by było więcej, ale po zimie moja i tak licha muskulatura skurczyła się jak zapasy cukru. I sił brak. Nie dawałem rady osiągnąć wrażenia ognia w udach :).
Swoją drogą gdybym na maratonach jeździł z takim poświęceniem to ciekawe jakie miałbym wyniki?
Mam nadzieję że Radzio vel Theli nie zarządzi jakieś kontroli antydopingowej, ani nie znajdzie dziury w całym i przywiezie ten sześciopak :). Tzn da się przekonać że jednak w Skce można pojeździć. A teraz powolutku udam się na zasłużony obiad.




  • DST 19.00km
  • Teren 18.00km
  • Czas 00:52
  • VAVG 21.92km/h
  • VMAX 50.93km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • HRmax 184 (105%)
  • HRavg 170 ( 97%)
  • Podjazdy 182m
  • Sprzęt Xenon
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazovia Northtec MTB zimą - Mrozy

Niedziela, 20 marca 2011 · dodano: 21.04.2011 | Komentarze 0

Ostatni maraton z cyklu zimowej Mazovii. Dla mnie chyba na szczęście ostatni :). Nie leży mi ściganie się przy taśmie i wypluwanie płuc :)
Start tym razem z 5 sektora. Dzięki korzystnym przelicznikom po pogrypowym starcie w Józefowie przesunąłem się sektorowo przed chłopaków, którzy ostro walczyli na mega. Dzięki Cezary :) Ostatnio wpadłem w taki cug pracy, że nie mam czasu na nic i jestem wykończony. Już na starcie wiem że nie będę się mordował z giga, jeszcze w samochodzie podjudzam trochę Radosława, którego rajcuje "skierniewickie" współzawodnictwo :), ale chyba trochę przesadziłem i mój fit plan wychodzi na jaw. Koniec zabawy :) Mimo to na ficie staram się jak mogę, ale szybko padam w terenie. Jak padam z sił ale 3osobowa grupa pada na glebę. Cudem jakimś zeskoczyłem z roweru, ale sam rower leci przez kierę. Chwilę trwa zanim ich wymijam i chcąc odrobić stracony czas ruszam ostro. Ale to nie ta forma. Spalam się i muszę uznać że dalej się nie pościgam. Dogania mnie jeszcze Radzio, wyprzedza jakby sie gdzieś spieszył :) i zwalnia. Jadę za nim aż do rozjazdu. Zaraz po rozjeździe jest mocny podjazd na którym wyprzedza mnie kilka kobitek. Co prawda ostatecznie chyba je wyprzedziłem, ale w tym momencie uzmysławia mi to w jak kiepskiej jestem formie.
Po dojeździe na metę. Biorę aparat i focę wszystkich z dystansu mega.
https://picasaweb.google.com/melon.mika/MAZOVIAMTBMROZY2011#
Marznę mocno czekając na chłopaków. Radzio przejechał a Barta nie ma. W końcu dostaję telefon. Bart nażarł się żeli i nie dał rady musiał jechać fit :).
Jeszcze tylko losowanie roweru i wracamy z niczym :( do w domu.
Koniec z rowerowaniem. Trzeba się rzucić w wir pracy.
A buffa wzięła Hana :)


Kategoria Imprezy


  • DST 22.00km
  • Teren 22.00km
  • Czas 01:10
  • VAVG 18.86km/h
  • VMAX 29.87km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • HRmax 186 (106%)
  • HRavg 165 ( 94%)
  • Podjazdy 188m
  • Sprzęt Xenon
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazovia Northtec MTB zimą - Józefów

Niedziela, 6 marca 2011 · dodano: 21.04.2011 | Komentarze 0

Porażek rowerowych ciąg dalszy. Nie idzie mi ten sezon zupełnie.
W niedzielę po południu coś zaczęło się ze mną dziać. Noc 40stC i siódme poty.
I tak do środy. Przejebotliwe bóle mięśniowe i gorączka, dreszcze że mało nie wyskoczyłem z wyra po czym ogień piekielny. 3 dni kompletnie wyjęte z życia.
W czwartek nieśmiało zacząłem człapać po mieszkaniu.
W zasadzie to miałem do Józefowa nie jechać, ale cały cykl opłacony, więc może tylko rozjazd delikatny. Rodzina patrzyła podejrzliwie. Powiedziałem że ścigać się nie będę.
Na starcie znowu w ostatniej chwili. (Kolega kierowca tradycyjnie miał wymówkę :) )
Tym razem start z 8 sektora, więc nie musiałem się przebijać. :)
Trasa też lepsza niż w Karczewie. Zmarznięta ziemia, resztki śniegu i tylko gdzieniegdzie lód. Szybka trasa i jak się okaże po mrozach najfajniejsza. Więc żal że pojechać szybciej nie można.
Jadę powoli a mimo to notuję takie skoki pulsu jakie rzadko uzyskuję nawet przy ostrej jeździe. Lekka górka i puls szybuje powyżej 180, na dodatek pojawia się ból, jakaś taka kolka rozległa. Ale gorsze jest to że ledwo trzymam kierownicę, a na zjazdach ledwo ogarniam trasę. Bodźcie docierają do mnie z takim opóźnieniem że raz ląduję poza trasą. Sporo ludzi fika kozły. Całe szczęście się uchowałem bo z dzisiejszym refleksem fiknął bym z rowerem nawet się nie wypinając. Przy rozjeździe mega/fit podejmuję może nie męską, ale jedyna słuszną decyzję i skręcam na fit. Nie ma co blokować dalej trasy. A na ficie niespodzianka, długi odcinek po leśnej drodze. Totalnie oblodzonej. Nie zamęczyłem się na giga to się połamię na fit. jakiś zawodnik fika kozła, niedługo później następny szlifuje po lodzie. Docieram do mety bez uszczerbku. Biorę aparat i wracam na trasę porobić fotki chłopakom z LM. Bardzo fajna trasa, szkoda że taka krótka :)


Kategoria Imprezy


  • DST 50.34km
  • Teren 39.34km
  • Czas 02:50
  • VAVG 17.77km/h
  • VMAX 29.87km/h
  • Temperatura -3.0°C
  • HRmax 172 ( 98%)
  • HRavg 153 ( 87%)
  • Podjazdy 105m
  • Sprzęt Xenon
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bolimowski vs Autostrada

Sobota, 19 lutego 2011 · dodano: 21.02.2011 | Komentarze 0

Popadał śnieg, ale wiatr był mały a temp prawie +1.
Kierunek Puszcza Bolimowska.

Po 5,5km wjeżdżam w las, a po następnych 200m zaliczam pierwszą glebę. A w zasadzie szlif. W ciągu tygodnia temp była grubo poniżej zera i ziemia zamarzła na kamień. Pozamarzały też kałuże i woda w koleinach, a to wszystko przykryło 5cm puchu.

Idealne warunki do poślizgania się. Więc się pośliznąłem na rowerze a potem jeszcze kilka metrów na tyłku. Trzeba uważać. Na leśnych drogach jedzie się ciężko. Po koleinach jedzie się z duszą na ramieniu i wzrokiem utkwionym w drogę. Wjeżdżam więc w leśne przecinki. Docieram nimi do leśnego szutru w niezłym stanie. W zasadzie bez kolein, lekko przyprószony śniegiem. Można pojechać szybciej. Gdy się kończy postanawiam powiększyć dystans o małą pętlę. Niestety po pewnym czasie droga jest rozjeżdżona tak że w zasadzie nie da się jechać a w tle zaczyna majaczyć budowana autostrada .

Zawracam, ale by nie pokonywać po raz kolejny tego słabego docinka, wjeżdżam w leśną ścieżkę. Niestety ścieżka się szybko kończy więc jadę offroad. Pod śniegiem zwalone drzewa, pniaki i dziury a po twarzy chłosta gałęziami ale do przodu. Potem wypełniony wodą rów melioracyjny, całe szczęście zamarznięty. Nagle droga uspokaja się i jadę po czymś równym jak stół. Otaczająca roślinność też się zmienia... na wodną. Jadę po leśnym bagnie/jeziorku. Wiem że raczej głęboko tu nie jest ale perspektywa skąpania się wesołą nie jest. Przez chwile chciałem zrobić zdjęcie ale zrezygnowałem na rzecz szybkiego opuszczenia lodu. Całe szczęście w lesie jest ok -3 i lód nawet nie zaskrzypiał. 200M dalej wyjeżdżam na.. autostradę.

Przejeżdżam w poprzek placu budowy i jadę leśną drogą, która niestety jest totalnie rozjechana przez sprzęt budowlany. Skręcam w las by dojechać do kolejnej rozjechanej drogi. Jadę kawałek i dojeżdżam do granicy lasu. Niedaleko zaczyna się asfalt, a postanowiłem go dzisiaj omijać. Zawracam i zastanawiam sie gdzie skręcić, bo wygląda na to że wszystkie drogi w pobliżu budowanej autostrady są totalnie rozjeżdżone. Chwila dekoncentracji, lód w koleinie i zaliczam drugie przyziemienie. Tym razem lot przez kierownice i ciężar przyjęty na nadgarstki. OK. Trzeba będzie w takich warunkach pomyśleć o okolcowaniu. Wjeżdżam w pierwszą nierozjeżdżoną przecinkę. Teren tu jednak jest podmokły i pod kołami trzaskają zamarznięte kałuże. Dojeżdżam ro sporego leśnego rozlewiska.


Niestety lekko tylko zmrożonego. Na oko do pokonania 50m, a w poprzek płynie sobie strumyk. Źródełko termalne, czy co? Zawracać nie zamierzam. Więc z wolna przejeżdżam. Obyło się bez podpórki więc jestem suchy. Przecinka skręca i doprowadza mnie do... autostrady. F..ck. Zawracam i skręcam w ledwo widoczną leśna drogę, zrobioną podczas wyrębu. Droga to dwie koleiny więc jadę z wypiętymi spd. Na granicy lasu wjeżdżam w głęboką koleinę. Jadę zbyt wolno by ją przejechać i chcę się podeprzeć nogą. But okazuje się przypięty więc zaliczam kuriozalną 3 wywrotkę tego dnia. To już przestało być śmieszne. Zwykle zaliczam tyle w sezonie. Jestem po 30km w terenie wiec czas chwilę odsapnąć i zastanowić się na spokojnie jak ominąć asfalty i budowę autostrady jak też oddalić się od rozjeżdżonych leśnych przecinek. Na dodatek mam wrażenie że zgubiłem się w tym zagajniku. Tak naprawdę nie wiem dokładnie gdzie się znajduję. Skręcałem tyle razy że nie jestem w stanie określić swojego położenia nawet w przybliżeniu. Picie zamarzło w rurce camela, jest szaro i coraz chłodniej. Obieram azymut i jadę przez pole. Dojeżdżam do wsi Piaski i po raz ostatni przejeżdżam w poprzek autostrady.


Uff. Te 13km offroadu kosztowało mnie mnóstwo siły i 1,5h. Dalej można powiedzieć że było już z górki. Rozjeżdżenie leśnych duktów nie dawało się mocno we znaki, z grubsza znajoma droga doprowadza mnie do odcinka asfaltu którym muszę dojechać do domu. Ostatnie 5km pod wiatr, a temp spadła do -5.
Dystans zamykam w 50km, ale czuję się zmęczony jak nigdy. Nogi mam zmęczone bardziej niż na maratonie czy długodystansowym rajdzie na orientację. Po 3 glebach nie mam śladu ale zakwasy w nogach takie jakich nie pamiętam.