Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi chrisEM z miasteczka Skierniewice. Mam przejechane 7831.01 kilometrów w tym 2718.94 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.70 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy chrisEM.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2011

Dystans całkowity:79.89 km (w terenie 70.00 km; 87.62%)
Czas w ruchu:04:04
Średnia prędkość:19.65 km/h
Maksymalna prędkość:50.93 km/h
Suma podjazdów:685 m
Maks. tętno maksymalne:186 (106 %)
Maks. tętno średnie:170 (97 %)
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:26.63 km i 1h 21m
Więcej statystyk
  • DST 38.89km
  • Teren 30.00km
  • Czas 02:02
  • VAVG 19.13km/h
  • VMAX 50.93km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • HRmax 184 (105%)
  • HRavg 170 ( 97%)
  • Podjazdy 315m
  • Sprzęt Xenon
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton po sześciopak

Niedziela, 27 marca 2011 · dodano: 27.03.2011 | Komentarze 9

Po ostatnim maratonie w Mrozach w toku dyskusji o tym że w naszych okolicach to się nie da tak potrenować, Radzio vel Theli stwierdził:
-Postawię Ci sześciopak jak wokół Skier 2 godziny będziesz dymał ze średnim tętnem takim jak na Mazovii
Zaciekawiło mnie to na tyle, że po krótkich negocjacjach co warunków postanowiłem podjąć rękawicę.
Stanęło na tym że
1. 6-ścio pak piwa w postaci bączków z Browarku na Lelewela -
2. Teren - Skierniewice i okolice
3. 2 h ciągłej jazdy
4. średnie tętno 169
Postanowiłem zrobić objazd dzisiaj trasy z małą 30minutową próbą czy dam radę.
Bo to średnie 169 to dla mnie bardzo wysoko. Ale czego się nie robi by przekonać kolegę :).
Zacząłem od falstartu, bo wyjechałem bez pulsometru. Powrót, doposażenie w najważniejszy tego dnia element i delikatny rozjazd.
Nie byłem zdecydowany czy te 2h spędzić na asfalcie czy może jednak skusić się na interwał w lesie. Padło na las, bo mimo słońca zimny wiatr dawał się we znaki. Zerowanie licznika i jak to mawiają ogień!
Z początku wszystko układało się nawet lepiej niż myślałem. Ścieżki w Bolimowskim pozwalały utrzymać odpowiednie tempo i pierwszą kwartę zakończyłem z avg pulse 174. A skoro już przemęczyłem się te 30 minut to próbuję dalej. Zjechałem jednak na mało uczęszczane leśne przecinki i mimo większego jak mi się wydawało nakładu sił puls zaczął spadać. Powinienem był wtedy wyjechać na prostą drogę bo pomimo tego że udawało się osiągnąć chwilowe wyższe pulsy to z sił opadałem w postępie geometrycznym. 3 kwarta to była porażka. Puls oscylował w granicach 163-165 i nie chciał się wbić ani o punkt więcej. Noga nie podawała i wyglądało na to że 1,5h męczarni przypłacę porażką. Wyjechałem na asfalt, wyrównałem oddech i zwiększyłem trochę tempo.AVG PULSE 170. I muszę go jeszcze utrczymać przez 30 minut. Gdyby nie to piwo w perspektywie, yyy tzn przekonanie Theli'ego to bym odpuścił. Nie ma lipy, trzeba napierdzielać. Wróciłem na Budy Grabskie przez dolinę Rawki biegnie droga. Są tam 2 górki na których można podbić puls przy w miarę równym tempie. Ten leśny interwał dał mi w kość. Stwierdziłem że w najgorszym wypadku będę się kręcił przez 30minut na tych dwóch górkach. Jednak 2 krotnym przejechaniu tego odcinka okazało się że to trochę nudne i pojechałem w stronę Korabiewki, gdzie jest całkiem słuszna skarpa. Znalazłem tam fantastycznego singla, na którym udało mi się zażegnać kryzys. Z grubsza. Wykręciłem kilka kółek nad Korabiewką i nad Rawką. Nad rezerwatem Kopanichy jest 2 singiel. Ale ten nad Korabiewką jest klasa i będę tam musiał wrócić z aparatem. Ostatnie 20 minut znoju. Zacząłem zachowywać się cokolwiek głośno, żeby nie powiedzieć nieprzyzwoicie. Wystraszyłem jakiegoś koleżkę, który wjechał w środek lasu swoim A6, tylko po to by pograć w golfa. Tak w golfa. Facet miał ze sobą wózek na kółkach z kompletem kijów! Normalnie zrobiłbym mu zdjęcie ale w chwili gdy wydawałem z siebie dźwięki jak jeleń na rykowisku to trochę nie wypadało. Zresztą nie mogłem sobie pozwolić na spadek pulsu choćby o 1 punkt. Czego to spragniony człowiek nie zrobi. Pokrzykując z wywalonym jęzorem i tocząc pianę wystraszyłem jeszcze miłośnika przyrody, który w skupieniu fotografował jakieś żyjątka, oraz parkę w marcowych godach. :) Dobrze że nikt nie wezwał policji informując o jakimś szaleńcu. Ostatnie 5 minut już bez skrępowania wyłem i kląłem poganiając siebie: Dawaj QR..A!!! DAWAJ MOCNIEJ!! AAAA! No musiał być widok jedyny w swoim rodzaju. Ostatni odcinek na asfalcie i o dziwo jeszcze sił starczyło na podbicie pulsu do 176. Może trzeba było cały czas na asflacie, a nie ryczeć w lesie. :)
Łatwo nie było ale plan wykonany. Można by było więcej, ale po zimie moja i tak licha muskulatura skurczyła się jak zapasy cukru. I sił brak. Nie dawałem rady osiągnąć wrażenia ognia w udach :).
Swoją drogą gdybym na maratonach jeździł z takim poświęceniem to ciekawe jakie miałbym wyniki?
Mam nadzieję że Radzio vel Theli nie zarządzi jakieś kontroli antydopingowej, ani nie znajdzie dziury w całym i przywiezie ten sześciopak :). Tzn da się przekonać że jednak w Skce można pojeździć. A teraz powolutku udam się na zasłużony obiad.




  • DST 19.00km
  • Teren 18.00km
  • Czas 00:52
  • VAVG 21.92km/h
  • VMAX 50.93km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • HRmax 184 (105%)
  • HRavg 170 ( 97%)
  • Podjazdy 182m
  • Sprzęt Xenon
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazovia Northtec MTB zimą - Mrozy

Niedziela, 20 marca 2011 · dodano: 21.04.2011 | Komentarze 0

Ostatni maraton z cyklu zimowej Mazovii. Dla mnie chyba na szczęście ostatni :). Nie leży mi ściganie się przy taśmie i wypluwanie płuc :)
Start tym razem z 5 sektora. Dzięki korzystnym przelicznikom po pogrypowym starcie w Józefowie przesunąłem się sektorowo przed chłopaków, którzy ostro walczyli na mega. Dzięki Cezary :) Ostatnio wpadłem w taki cug pracy, że nie mam czasu na nic i jestem wykończony. Już na starcie wiem że nie będę się mordował z giga, jeszcze w samochodzie podjudzam trochę Radosława, którego rajcuje "skierniewickie" współzawodnictwo :), ale chyba trochę przesadziłem i mój fit plan wychodzi na jaw. Koniec zabawy :) Mimo to na ficie staram się jak mogę, ale szybko padam w terenie. Jak padam z sił ale 3osobowa grupa pada na glebę. Cudem jakimś zeskoczyłem z roweru, ale sam rower leci przez kierę. Chwilę trwa zanim ich wymijam i chcąc odrobić stracony czas ruszam ostro. Ale to nie ta forma. Spalam się i muszę uznać że dalej się nie pościgam. Dogania mnie jeszcze Radzio, wyprzedza jakby sie gdzieś spieszył :) i zwalnia. Jadę za nim aż do rozjazdu. Zaraz po rozjeździe jest mocny podjazd na którym wyprzedza mnie kilka kobitek. Co prawda ostatecznie chyba je wyprzedziłem, ale w tym momencie uzmysławia mi to w jak kiepskiej jestem formie.
Po dojeździe na metę. Biorę aparat i focę wszystkich z dystansu mega.
https://picasaweb.google.com/melon.mika/MAZOVIAMTBMROZY2011#
Marznę mocno czekając na chłopaków. Radzio przejechał a Barta nie ma. W końcu dostaję telefon. Bart nażarł się żeli i nie dał rady musiał jechać fit :).
Jeszcze tylko losowanie roweru i wracamy z niczym :( do w domu.
Koniec z rowerowaniem. Trzeba się rzucić w wir pracy.
A buffa wzięła Hana :)


Kategoria Imprezy


  • DST 22.00km
  • Teren 22.00km
  • Czas 01:10
  • VAVG 18.86km/h
  • VMAX 29.87km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • HRmax 186 (106%)
  • HRavg 165 ( 94%)
  • Podjazdy 188m
  • Sprzęt Xenon
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazovia Northtec MTB zimą - Józefów

Niedziela, 6 marca 2011 · dodano: 21.04.2011 | Komentarze 0

Porażek rowerowych ciąg dalszy. Nie idzie mi ten sezon zupełnie.
W niedzielę po południu coś zaczęło się ze mną dziać. Noc 40stC i siódme poty.
I tak do środy. Przejebotliwe bóle mięśniowe i gorączka, dreszcze że mało nie wyskoczyłem z wyra po czym ogień piekielny. 3 dni kompletnie wyjęte z życia.
W czwartek nieśmiało zacząłem człapać po mieszkaniu.
W zasadzie to miałem do Józefowa nie jechać, ale cały cykl opłacony, więc może tylko rozjazd delikatny. Rodzina patrzyła podejrzliwie. Powiedziałem że ścigać się nie będę.
Na starcie znowu w ostatniej chwili. (Kolega kierowca tradycyjnie miał wymówkę :) )
Tym razem start z 8 sektora, więc nie musiałem się przebijać. :)
Trasa też lepsza niż w Karczewie. Zmarznięta ziemia, resztki śniegu i tylko gdzieniegdzie lód. Szybka trasa i jak się okaże po mrozach najfajniejsza. Więc żal że pojechać szybciej nie można.
Jadę powoli a mimo to notuję takie skoki pulsu jakie rzadko uzyskuję nawet przy ostrej jeździe. Lekka górka i puls szybuje powyżej 180, na dodatek pojawia się ból, jakaś taka kolka rozległa. Ale gorsze jest to że ledwo trzymam kierownicę, a na zjazdach ledwo ogarniam trasę. Bodźcie docierają do mnie z takim opóźnieniem że raz ląduję poza trasą. Sporo ludzi fika kozły. Całe szczęście się uchowałem bo z dzisiejszym refleksem fiknął bym z rowerem nawet się nie wypinając. Przy rozjeździe mega/fit podejmuję może nie męską, ale jedyna słuszną decyzję i skręcam na fit. Nie ma co blokować dalej trasy. A na ficie niespodzianka, długi odcinek po leśnej drodze. Totalnie oblodzonej. Nie zamęczyłem się na giga to się połamię na fit. jakiś zawodnik fika kozła, niedługo później następny szlifuje po lodzie. Docieram do mety bez uszczerbku. Biorę aparat i wracam na trasę porobić fotki chłopakom z LM. Bardzo fajna trasa, szkoda że taka krótka :)


Kategoria Imprezy