Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi chrisEM z miasteczka Skierniewice. Mam przejechane 7831.01 kilometrów w tym 2718.94 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.70 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy chrisEM.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2011

Dystans całkowity:261.90 km (w terenie 120.00 km; 45.82%)
Czas w ruchu:12:52
Średnia prędkość:20.35 km/h
Maksymalna prędkość:55.00 km/h
Suma podjazdów:1901 m
Maks. tętno maksymalne:177 (101 %)
Maks. tętno średnie:144 (82 %)
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:87.30 km i 4h 17m
Więcej statystyk
  • DST 36.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 24.00km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 150 ( 85%)
  • HRavg 130 ( 74%)
  • Sprzęt Xenon
  • Aktywność Jazda na rowerze

szosa sucha

Niedziela, 30 października 2011 · dodano: 30.10.2011 | Komentarze 1

Po ciężkim tygodniu pogodynka postanowiła mnie dobić i na łikend zapowiedziała deszcz.
Niedzielny poranek był ponury, ale całkiem ciepły.
Udaje mi się zgrać na rower z Bartem. Chyba pierwszy raz w tym roku.
Pogoda robi się słoneczna a temp na poziomie 14st. Można było się jednak gdzieś dalej wybrać.
Cóż, w tej chwili pozostały nam już wokół skierniewickie asfalty. (spec się jeszcze nie pozbierał po Harpaganie)
Sprawdzamy trasę pod Radziową kolarkę ;). Jeśli jeszcze kilka okolicznych dróg doprowadzą do stanu używalność to też trzeba będzie podjąć kolejną inwestycję.




  • DST 177.00km
  • Teren 100.00km
  • Czas 09:15
  • VAVG 19.14km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • HRmax 177 (101%)
  • HRavg 144 ( 82%)
  • Podjazdy 1742m
  • Sprzęt Speszial
  • Aktywność Jazda na rowerze

HARPAGAN 42 - Elbląg

Sobota, 15 października 2011 · dodano: 17.10.2011 | Komentarze 5



Jedziemy na harpa. Humory dopisują, pogoda do pewnego momentu też.
Jedzie nasza trójca Theli, Bart no i ja we własnej osobie.

Tym razem udało nam się spóźnić z wyjazdem tylko 1,5 albo 2. Bart spakowany od 2 dni zapomniał części mapnika i musieliśmy zrobić zawrotkę, ja tym razem dołożyłem jakieś 1,5. A Radziu o dziwo tym razem nic. Okazało się że się ustawił na browar w Elblągu. :)
Po przyjeździe standard w postaci przygotowań na dzień następny. Co pewien czas sprawdzamy pogodę, która u synoptyków zmienia się jak w kalejdoskopie.
Piesi już na trasie i wcale im nie zazdrościmy. Pada. I będzie tak popadywać do wschodu słońca i trochę dłużej. Przewalone. Nie wiadomo jak się ubrać. Jazda przez 12h w przemoczonych szmatach i butach przy temp. odczuwalnej 5stC nie należy do przyjemnych.
Sen nie chce przyjść, światło na sali pali się całą noc. Trochę kimam, ale o 4 idę pomajstrować jeszcze przy rowerze. Spotykam piechurów, którzy zeszli już z trasy. Opowiadają jakieś niestworzone historie o przewyższeniach, stromych podejściach, zasysającym błocie, wodzie i ukrytych PK. Oni na drugą pętlę nie wychodzą. Mają dość. Miło się gada, ale o 5 idę się oszpejować. A chrzanić. Ubieram się słabiej niż mam na to ochotę. Mamy dziś napierać więc liczę na to że się rozgrzeję.
6:30 kropi ale nie jest zimno.
No to start. POSZLI!
:) minie jeszcze kilka minut zanim się zbierzemy i pojedziemy.
Jadę z Radziem. Nie mam ochoty na samotne napieranie w taką pogodę. Bart postanawia nie napierać i jedzie sam. Radziu kreśli plan. W myślach. i już na pierwszym PK łamie zasadę nie zmieniania planu :). Jedziemy na PK19 zamiast planowanego PK8.
Po drodze wyprzedza nas Bart. A potem my jego. Na PK w miarę sprawnie biorąc pod uwagę ciemności, deszcz i zaparowane okulary. Z wyjazdem na następny PK trochę gorzej. Szlajamy się po ogródkach działkowych. Wyjeżdżamy w końcu na asfalt i tniemy do PK8. Skręt o 200m za wcześnie i po krótkim odcinku przez las lądujemy na polu, które nasiąknięte do granic wsysa nasze koła. Wyjeżdżamy na właściwą ścieżkę, która jest już rozjeżdżona przez tabuny kół tych którzy tu buli przed nami. Dojeżdżamy do lasu i z buta. Zrobił się mały korek. Ludzie idą do punktu lub z niego wracają wąską leśną drogą, lub raczej tym co z niej zostało. Błotna maź wciska się pod ochraniacze, które dzielnie trzymają się butów. Po podbiciu PK i wyjściu z lasu widzę że obecnie noszę rozmiar buta 50. Nie! to 10kg błota wcisnęło się pod ochraniacze i wypchnęło nosek. Tracimy czas na pozbycie się zbędnego balastu i jedziemy dalej.
Znowu fragment asfaltu i uderzamy na czerwony szlak - teraz mogę powiedzieć niech go szlag! Przed nami Josiv na liściach traci przyczepność i zalicza szlif. Jest cały więc jedziemy dalej. Zaczyna się robić ciekawie. W lesie teren z pofałdowanego zmienia się niemalże w Beskid jakiś! Prowadzimy rowery, zjeżdżając na butach lub tyłkach (jak ja np) Zebrało się sporo uczestników na tym szlaku, ale poza mną i Thelim większość chyba wybrała wariant dotarcia wąwozem do strumienia. My pniemy się dalej w górę. W pewnym momencie zjeżdżamy ze szlaku by uderzać na azymut. Opcja jest o tyle trudna, że tu wąwóz jest obok wąwozu i nachylenia stoków są spore. Przedzieramy się przez krzaki. Gdzieś przed nami słychać ruch - pewnie inni zawodnicy. Po chwili jednak widzimy głęboki ślady jakiegoś większego zwierza. Brniemy dołem wąwozu ale zaczynamy coraz bardziej zapadać się w błoto, więc wspinamy się w górę by po chwili znowu ślizgać się w dół. jest strumień. Dalej w dół strumienia. Tu musi być jakaś polana. Po następnych kilkunastu minutach brodzenia wzdłuż strumienia, zatrzymujemy się by podjąć decyzję co dalej. Za nami słychać głosy. Spora grupa napieraczy z rowerami podąża naszym śladem. jest wesoło w tej wietnamskiej dżungli. :)

W grupie żołnierzy jest też Bart, którego omyłkowo biorę za szpiega Wietkongu. Rzucam w niego granatem. Całe szczęście chybiam.
Jeszcze trochę przedzierania. jeden strumień, drugi strumień i już jesteśmy. jedyne 1,5 h po poprzednim PK.
A jak się okazało na PK można było dojechać suchą stopą. Ale co tam, co bym przy ognisku wnukom opowiadał :)
Teraz na 16. Po wyjechaniu na asfalt zatrzymujemy się na przystanku. 3PK - 3h. Pada propozycja by się już nie wygłupiać i jechać na lajcie. Tereny piękne, pooglądamy sobie. Ja jeszcze zdejmuję ochraniacze, które dosyć szczelnie wypełniło błoto, tym razem już nie tylko nosek ale tak ogólnie po kostki mam 1-2cm warstwę błota. Przywiązuję te 8kg do plecaka i jedziemy dalej.

gdzieś po drodze wyskakuje przed nas Bart. Szlajał się po krzakach. Wkręca nas że tam jest punkt i szukał go 40minut. Łykamy kit, ale gdy mamy skręcać w błoto z uśmiechem na gębie informuje nas że to jednak ściema. Łobuz jeden.
Niedaleko PK znowu mała skucha i zamiast w lewo napieramy pod górę. Bart zostaje w tyle porobić fotki.

Pniemy pod górę, ale kierunek coś się nie zgadza i zawracamy.
Na punkcie uśmiechnięty...Bart. My mniej.

Jedziemy dalej na PK20. Na starcie poinformowano nas że ten punkt możemy zrobić bez rowerów. Tak też robimy. Tzn dojeżdżamy możliwie blisko, a dalej z buta. Okazało się jednak że można go było zrobić dużo szybciej podjeżdżając nieczynną linią kolejową. Ech, idzie nam dzisiaj, idzie. Plan dalszy to PK10. Długi przelot szlakiem. Theli chyba lekko podkurwiony zaciska ostro. Jedziemy w małej grupie jeszcze z kilkoma bajkerami. Mimo piachu, błota itp tempo jest wysokie. Nagle Theli się zatrzymuje i oznajmia że zamiast jechać na północny wschód jedziemy na.... południe. Tak południe. Patrzę na mapę i zastanawiam się jak to zrobiliśmy. Ok no to jest już dupa do kwadratu. Odpuszczamy 1/3 pętli i jedziemy na PK17. Pojawia się coraz więcej asfaltów. Ale też przebiegi między punktami są coraz dłuższe.
Theli wytrenowany na Kwasowcu pod skierkami zaczyna narzucać wysokie tempo. Wysokie jak na tę chwilę. Bo jedzie nam się momentami bardzo ciężko. Nie wiedzieć czemu.
I tak sobie zaliczamy następne PK. Już bez większych historii. Odpuszczamy PK6. Znów dogania nas Bart. Mówi że wraca na bazę bo bolą go kolana. Zazdrościmy mu tej decyzji. Zaczęło robić się zimno a buty i rękawice mokre, więc fajnie nie jest. Długie asfalty dają mi w kość. Pomiędzy punktami nagle odcina mi zasilanie. Nie mogę się wkręcić. chwilę jeszcze walczę, ale po kilku kilometrach mówię Radziowi żeby jechał dalej sam. Chłop się jednak lituje i zatrzymujemy się przy sklepie. Jemy ciacha i banany. Odrobinę się odbudowuję i jedziemy dalej. Przy mijanych sklepach spotykamy następnych harpaganowców. Nie tylko ja mam dość na dziś. Skręcamy na PK12. Na mapie widzę że to jakaś górka. Rezygnuję. Nasilający się ból kolana i ogólna agonia przełącza mnie w tryb awaryjny i wracam na bazę. 10-15km/h więcej nie daję rady. Zaciskam zęby na każdym podjeździe. Przeżyłem to już w tym roku na Izerskiej Wyrypie. Pod koniec kolano tak napieprzało że gryzłem gripy. Staram się nie przeciążać lewej nogi. Wyprzedzają mnie kolejni rowerzyści. Po drodze jest PK18. Skręcać, nie skręcać? A uj! Najwyżej mnie przywiozą łazikiem na bazę. Do punktu jest z górki. Ale jak wrócić. Wyczłapuję się z lasu. Idę ,prowadzę rower. Spotykam Barta.
YY, Miał do bazy jechać, oszust jeden, już go kolana nie bolą :)
Wsiadam na rower i powoli jadę na najlżejszym przełożeniu. Spotykam Radzia zmierzającego na PK18. Chwilę gadamy i dalej każdy w swoją stronę. Całe szczęście że po dotarciu do asfaltu jeszcze tylko chwila pod górę a poteeeeeeem dłuuuuuugi zjazd do samego Elbląga. 17:50 jestem w centrum. Stoję na światłach, gdy podjeżdża 2 bajkerów:
-Na 5?
-Tak ale chyba się nie wyrobię
-A my jedziemy
-To jadę z wami
Chłopaki jechali na zmiany i mieli takie tempo, że 18:22 meldujemy się na mecie.
Jaaaa, wreszcie koniec. Mam dość. Bolące kolano, pieluszkowe zapalenie skóry, zmarznięte paluchy, delirka (dopiero w bazie zorientowałem się że wypiłem tylko 2l)
Odnajduję chłopaków, jemy przydziałową zupę. lekki retusz własnej osoby i idziemy do pizzeri czik-czuk na pizze i izotonik. (polecam lokal - dzień wcześniej jedliśmy tam super spaghetti).
Jeszcze dekoracja i teletombola i sen kamienny.
Rano wizyta na starówce i kurs na chatę.

Impreza udana. Był pot, łzy i , no krwi nie było.
Super tereny to trzeba przyznać. Brak nam takich na Mazowszu.
No to do wiosennego.

a tak wyglądały nasze łowery





  • DST 48.90km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:07
  • VAVG 23.10km/h
  • VMAX 46.52km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • HRmax 174 ( 99%)
  • HRavg 139 ( 79%)
  • Podjazdy 159m
  • Sprzęt Speszial
  • Aktywność Jazda na rowerze

BPK - spacer

Niedziela, 9 października 2011 · dodano: 12.10.2011 | Komentarze 2



Wyprowadziłem speca na spacer.

Nie wiało i wbrew pozorom było ciepło.
11,5 do 14 w słońcu.
Niestety uległem pozorom i się za ciepło ubrałem.
Jesienne portki i bluza/folia rogelli
Efekt taki, że juz na Miedniewicach ściągałem termiczną i jechałem w samej bluzie.
Portek nie ściągnąłem :) i mimo że jechałem z wolna - by sie nie spocić zbytnio to i tak lało się ze mnie. Rękawiczki zajebiste z go sportu mokre, portki mokre a pod bluzą warstwa wody.
Traska po PB ta co ostatnio z Radziem, tylko że do autobana dojechałem.
No budujo chłopy, może zdonżo na ewro.

Fajny relaks, cisza, spokój, szuter pod kołami.
W lesie można pokontemplować zwróconym na północ

lub na południe

Nic tylko jechać i jechać...


PS a w drodze powrotnej widziałem takie cudo

Jak wygram w totka też se pierdykne takom stodołe :)