Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi chrisEM z miasteczka Skierniewice. Mam przejechane 7831.01 kilometrów w tym 2718.94 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.70 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 36418 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy chrisEM.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2011

Dystans całkowity:215.00 km (w terenie 99.00 km; 46.05%)
Czas w ruchu:12:46
Średnia prędkość:16.84 km/h
Maksymalna prędkość:35.00 km/h
Suma podjazdów:150 m
Maks. tętno maksymalne:167 (95 %)
Maks. tętno średnie:150 (85 %)
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:71.67 km i 4h 15m
Więcej statystyk
  • DST 29.00km
  • Teren 9.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 19.33km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • HRmax 130 ( 74%)
  • HRavg 110 ( 62%)
  • Podjazdy 150m
  • Sprzęt Xenon
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lekuchno po świątecznej wyżerce

Poniedziałek, 26 grudnia 2011 · dodano: 28.12.2011 | Komentarze 0

Udało się oderwać od stołu. Pogoda sprzyja 9 stopni na plusie, lekki wiatr. Spokojnie asfaltami do Bud Grabskich. Dalej trochę przez las. I dalej przez Rude. Coraz więcej asfaltów, nawet przez rezerwat Chlebacz i wzdłuż rzeki Rawki (teren wpisany w NATURA 2000), gdzie kiedyś rosły drzewa, teraz łyso i asfalt.




  • DST 138.00km
  • Teren 70.00km
  • Czas 09:14
  • VAVG 14.95km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • HRmax 167 ( 95%)
  • HRavg 141 ( 80%)
  • Sprzęt Speszial
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nocna Masakra 2011 Dębno

Poniedziałek, 19 grudnia 2011 · dodano: 19.12.2011 | Komentarze 2

Debiut na imprezie organizowanej przez Daniela Śmieję. I od razu na wstępie napiszę, że pokazał mi co wiem o nawigacji.
Lekcja pokory. Ciężka lekcja. Nocna nawigacja to jednak inna bajka.
Wybrałem się z drugim mistrzem nawigacji ze Skierniewic czyli z Thelim.
Wyskoczyliśmy jak Kozaki na trasę w kierunku zachodnim i już pierwszy punkt pokazał nam miejsce w szeregu. PK 13 którego szukaliśmy X czasu i w X miejscach.
Chociaż trzeba przyznać że pierwsze podejście mieliśmy idealne, ale zawróciliśmy 150m przed punktem. Potem błądzenie, błądzenie i jeszcze raz błądzenie. W końcu wracamy na asfalt i jeszcze raz uderzamy na PK. Tym razem zawracam będąc... 0,5m przed PK!!! Wystarczyło że obszedł bym drzewo przed którym zawróciłem! Wracam do Thelego, który eksplorował teren przy innym ogrodzeniu. Jemy i zastanawiamy się co dalej, gdy jeden z podobnych nam nieszczęśników (było ich tu razem z nami wielu) znalazł PK i głośno o tym zakomunikował. Chwała mu za to. :)
Na PK16 prowadziła prosta droga ale i tak się trochę zgubiliśmy. Nie wiem jak to się stało ale będąc na właściwej drodze, po sprawdzeniu kompasem kierunków, zjechaliśmy z niej na inną i dopiero jak się skończyła to zawróciliśmy. Może mieliśmy konserwę w plecaku?
Z 16 wybraliśmy się na 11. A na chłopski rozum, po opadach w tygodniu i przy tym jak nam idzie, powinniśmy ten PK odpuścić. A coś mi mówiło - Tam to nie, tam to nie radzę. Na sam punkt dojechaliśmy jako-tako, ale nie obyło się bez przestrzelenia - i niestety znów byliśmy pod punktem, w sensie dosłownym bo stał na górce, ale głowy nie chciało nam się podnieść.
Za to powrót z tego punktu to była gehenna. Tyle energii w błoto to dawno nie wpakowałem. Spociłem się jak mysz i zmachałem straszliwie. Mokre łachy podczas dalszej jazdy mocno mi dokuczały. Przy każdym postoju lub jeździe po asfalcie strasznie marzłem.
PK10 znowu błądzenie - nastawiliśmy się na znalezienie ruin, bo tak było w opisie, a w ruinę popadało nasze morale i zasoby energii. Co pewien czas pojawiają się światełka innych rowerzystów i znikają! Blair witch? PK znaleziony w końcu trochę dzięki poprawie metod nawigacji, ale też dzięki fartowi.
Po drodze na następny punkt zatrzymujemy się w lokalu gastro w Mieszkowicach.
Chłopaki w barze namawiają na browara, ale my goście w trykotach bierzemy rosół - pyszny i odpowiednio tłusty, oraz herbatkę z cytryną. :)
Odpoczywam i regeneruję się na tyle, że przez 3 następne PK nie będzie mi dokuczać zimno. Podejmujemy też decyzję o odpuszczeniu prawie połowy punktów.
Wychodzimy z baru i o ile mnie jest cieplutko to Radzio dostaje delirki i przez jakiś czas miotają nim dreszcze.
Za to następne PK 12 i 15 zaliczamy jak po sznurku i wydaje się że 4 też nam lekko wpadnie na kartę. Niestety na teoretycznie prostej leśnej drodze znowu się gubimy. Radziu sprawdza kierunki i zawracamy, jak się potem okazało z dobrej drogi (Ta cholerna konserwa w plecaku!) Błądzimy po lesie, mijamy jednych piechurów, potem drugich, a m sobie kręcimy kółka po lesie. Decydujemy się powrócić do miejsca gdzie zawróciliśmy i tam spotykamy kolejnych piechurów, którzy utwierdzają nas w tym że jesteśmy na dobrej drodze. Nie wierzymy w to że przez ponad godzinę błąkaliśmy się po lesie. Na punkt docieramy przez Dyszno, robimy mały popas i decydujemy i odpuszczeniu kolejnych 2 PK. Pozostał nam tylko PK5 i baza.
W drodze na PK odcięło mi zasilanie. Puls leciał w dół jak wartość greckich obligacji. 155, 145, 140, 135, 133, 128, 125... Dobrze że znowu zabłądziliśmy, to sobie przykucnąłem. Miałem ochotę wyjąć folię NRC, owinąć się i godzinkę kimnąć ( dzień wcześniej spałem 3,5h). Psim swędem trafiamy na jaz, który wydaje się że jest tym jazem z opisu PK. Znowu godzina w plecy bo uparcie krążymy wokół tego jazu, przeczesując wszystkie krzaki i drzewa. Odjeżdżamy kilkakrotnie nad pobliskie jeziorko i wracamy. Ja już praktycznie nie funkcjonuję, chcę tylko wrócić do bazy, jest mi wszystko jedno czy zaliczymy ten PK. Jest mi cholernie zimno, chce mi się spać i nie mam na nic siły. Radziu obiecuje że ostatni raz jedziemy nad jeziorko i jak nie będzie to na bazę. Niestety jeszcze chyba 2 razy tam wracamy, może raz. Nie pamiętam.
A właściwy jaz był jakieś 100m dalej i znaleźliśmy go chyba tylko dlatego że inni uczestnicy się tam zaplątali i mieli te cudowne światełka, które było widać z drugiej strony małego jeziorka.
Za pazuchę wsadziłem folię NRC, bo zaczynałem mieć już dreszcze i wyruszamy na ostatni odcinek naszego nocnego tripu. Na bazę. Więc jeszcze tylko wytelepanie na poniemieckim bruku. Zdajemy karty, bierzemy gorący przysznic, jemy przydziałowy makaron i zaliczamy zgon. Po 2h snu budzą nas gromkie brawa na sali gimnastycznej. To zwycięzcy odpierają pucharki. Ledwo żywi wyczłapujemy na salę i przyłączmy się do owacji dla tych, którzy wykazali się największym kunsztem nawigacyjnym i nie poddali się terenowi i wiatrowi w tę grudniową noc.
My ostatecznie zajęliśmy 12 miejsce na 27.
Powrót do domu, następnego dnia czyszczenie przez 5h roweru i przygotowanie go do zimowego snu bo chyba do wiosny powisi sobie pod powałą.


Kategoria Imprezy


  • DST 48.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:02
  • VAVG 23.61km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • HRmax 162 ( 92%)
  • HRavg 150 ( 85%)
  • Sprzęt Speszial
  • Aktywność Jazda na rowerze

Testy przed Nocną Masakrą po BPK

Sobota, 10 grudnia 2011 · dodano: 10.12.2011 | Komentarze 0

Za tydzień Nocna Masakra, a ja wciąż nie wiem jak się oszpejować.
16h zimą (ale jakąś taką inną) i całość nocą. Zły dobór ciuchów i może być lipna jazda.
Więc wyrwałem się po zapadnięciu zmroku na rekonesans po Bolimowskim.
Trasa stała - Miedniewice, Ruda i dalej zielonym szlakiem w stronę Piasków, potem Nieborów i powrót asfaltem przez Sierakowice i Mokrą lewą.
Ale na początek Bolimowski, czołówka wyłapuje ślepia zwierzyny czającej się przy drodze. Ciarki przechodzą. Kto oglądał w przedszkolu Pana Kleksa ten wie o co chodzi.
Do autostrady szybko, potem kawałek wolniej bo nie wiadomo czy już skończyli tę strategiczną arterię. Niestety nie skończyli i muszę zawrócić do Piasków.
Od Nieborowa już bez emocji. Chociaż jeden moment był, jak lanos z podporządkowanej postanowił mnie staranować. Ledwo się wywinąłem gnojowi.